niedziela, 24 maja 2015

Rozdział I


Hejka ! Weekend się kończy, więc wrzucam rozdział na pocieszenie. Jest nieco dłuższy i mam
nadzieję, że się spodoba. ;) 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Zamknęłam oczy. Poczułam, jakby moja dusza ulatywała w górę, a ciało rozpadało
się na miliony malutkich cząsteczek. To uczucie było cudowne, unosiłam się coraz
wyżej. Trwało to kilka sekund, ale ja zatrzymałam się w czasie, zatracając się w
przyjemności. Otworzyłam oczy, po czym zamrugałam parokrotnie ze zdziwienia.
Znajdowaliśmy się w moim mieszkaniu, a dokładniej w salonie. Nie mogłam
uwierzyć w całą tą sytuację, która miała miejsce. Ci ludzie o niewiarygodnej
sile - o ile byli ludźmi i On, nieznajomy, który pojawia się znikąd, i ratuje mi
życie, by po chwili teleportować nas do mojego mieszkania. Właśnie! Skąd on
w ogóle wiedział, gdzie ja mieszkam? I dlaczego przyjęłam jego dłoń? Nie
miałam pojęcia. Usiadłam na sofie, by poukładać wszystkie myśli kłębiące się
w mojej głowie. Czarnowłosy nadal stał w tym samym miejscu. Uniosłam głowę
o popatrzyłam w jego oczy, przy świetle były jeszcze bardziej nasycone zielenią.
Nie odzywaliśmy się przez dłuższą chwilę, lecz musiałam dowiedzieć się, o co
w tym wszystkim chodzi.
- Kim oni byli? Kim...Ty jesteś? - usłyszałam westchnięcie, a zaraz znów ten
sam głęboki głos.
- Kim jestem? Nie jestem pewien, czy na pewno chciałabyś to wiedzieć.
Jednak oni byli naszymi wrogami.
- Masz mi wszystko natychmiast wyjaśnić. Czy ktoś chce mnie zabić? -
Mówiłam dobitnie, jednak ostatnie zdanie wypowiedziałam już nie z taką
pewnością, a nawet z nutą strachu.
- Nikt nie zabiłby takiego skarbu. - Z uwodzicielskim uśmiechem zaczął
krążyć wokół sofy na której siedziałam. Nie tracąc czujności próbowałam
sobie przypomnieć słowa tajemniczych istot. Zerknęłam na niego przez ramię,
przymrużając lekko oczy.
- Oni nie chcą mnie. Chcą mój sztylet.
- Bystra. - Powiedział to jakby bardziej do siebie, po czym przygryzł wargę,
odwracając się w moją stronę. Podszedł do mnie siadając obok. Łokcie oparł
na kolanach. Wpatrywał się w podłogę, intensywnie nad czymś myśląc.
Zwrócił swój wzrok na mnie, przejeżdżając nim wzdłuż mojego ciała. Nawet
nie czułam się tym skrępowana. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, jednak
ja byłam szybsza.
- Nadal nie wyjawiłeś mi, kim jesteś?
- Taka mała tajemnica.
- Chcę znać imię swojego wybawcy.
- Więc może porozmawiamy przy lampce wina? - Przytaknęłam zgadzając się.
Gdy wróciłam, podałam krwistoczerwony płyn nieznajomemu, butelkę
stawiając na stoliku przed nami.
- Więc słucham. - W tym samym czasie skosztowaliśmy wina. Musiałam
przyznać, było bardzo dobre.
-Pamiętasz kto niecały rok temu prawie zawładnął Ziemią? - No i teraz
wszystko było jasne.
- To Ty! O mój Boże! - Wykrzyczałam na całe mieszkanie.
- Wystarczy Loki. - Oznajmił z wymalowanym na twarzy uśmiechem.
Nie umiałam wydać z siebie dźwięku, koło mnie siedział Bóg, w dodatku
morderca.
- Nie zbliżaj się do mnie. - Nadal byłam w szoku. Gwałtownie wstałam
z sofy i odsunęłam się na bezpieczną odległość. Ale, czy towarzystwo
jego osoby było kiedykolwiek bezpieczne?
- Spokojnie. Nie zrobię Ci krzywdy, dopiero co Cię uratowałem.
Mówił to z powagą. Moje serce przestało bić z szaleńczą szybkością,
a wzrok stał się łagodniejszy.
- Dobrze wiem, że nie zrobiłeś tego z uprzejmości, więc czego ode mnie
chcesz? - Zaśmiał się. Wstał z sofy i powolnym krokiem zaczął zmierzać
w moją stronę. Cofałam się nerwowo, a on był coraz bliżej. Poczułam na
plecach dotyk zimnej ściany. Stał tuż przede mną, był wysoki, ja sięgałam
mu do podbródka. Lekko schylił się, dotykając prawie swymi ustami
moich i szepnął - Wyciągnij to co masz w kieszeni. - Przecież miałam
broń, mogłam zaatakować. Sięgnęłam ręką do kieszeni i powolnym
ruchem zaczęłam wyjmować sztylet. Cisnęłam nim w przód, a mężczyzna
okazał się iluzją. Nie rozglądając się, pobiegłam do wyjścia, jednak w połowie
drogi pojawił się przede mną, wyginając moje ręce do tyłu. Upuściłam sztylet.
Znowu dzieliły nas jedynie dwa centymetry. Szarpałam się, lecz trzymał mnie
w stalowym uścisku, przypierając swym ciałem na mnie.
- Umówmy się, że będziesz grzeczna, a ja w zamian pozostawię Cię całą. -
Syknął, puszczając mnie. Popatrzyłam na podłogę, szukając sztyletu, jednak
ten zniknął, a pojawił się w dłoni Lokiego.
- Tobie też chodzi o sztylet? - zapytałam z pewnością w głosie.
- Nie tylko. - Odparł. - Niebawem wrócę. - Oznajmił, wychodząc. Usłyszałam
jeszcze trzaśnięcie zamykanych drzwi, po czym zemdlałam.

















wtorek, 19 maja 2015

Prolog


Witam na moim blogu. Zdecydowałam się napisać opowiadanie, którego głównym
bohaterem będzie Loki. Rozdziały będę zamieszczała co tydzień, ewentualnie o dłuższej
przerwie na pewno was powiadomię. Bardzo proszę o komentarze motywujące, jak i
takie, które zawierają konstruktywną krytykę. Miłego czytania ! 



----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Szłam pustą, wąską uliczką. Wokół mnie panował mrok. Słyszałam daleki huk miejskiego gwaru. Nawet późną nocą Nowy Jork tętnił życiem. Ta noc była spokojna, jednak mnie ogarniał niepokój.
Włożyłam ręce do kieszeni, gdzie poczułam zimny metal. Prawie zapomniałam, że
schowałam tam swój ulubiony sztylet. Był niewielki, zdobiony malutkimi, zielonymi
kryształkami na rękojeści. Pozostał przy mnie jako jedyna pamiątka po moim bracie. 
Byłam sama, nie miałam już nikogo, mogłam liczyć tylko na siebie. Ale musiałam
przyznać, że jak dotąd dobrze dawałam sobie radę. Nagle usłyszałam czyjąś rozmowę, a zza wysokiej kamienicy dostrzegłam dwa duże cienie. Przyśpieszyłam kroku mijając kolejne kosze na śmieci. Wtedy tajemnicze istoty niebezpiecznie zbliżyły się do mnie, a ja poczułam, jak 
ogarnia mnie strach. Wokół zaczął wiać nieprzyjemnie zimny wiatr. Zwróciłam się do
zakapturzonych postaci ze złością w głosie - Czego chcecie? - Z oszałamiającą szybkością
jedna z postaci przyparła mnie z całą siłą do muru. Byłam w szoku, próbowałam się
uwolnić. Dotąd krzyczałam ''Pomocy'' aż zabrakło mi tchu w piersiach. Zaczęłam się 
dusić, poczułam suchość tak więlką, jakby moje gardło zamieniło się w pustynię, 
pozbawioną nawet najmniejszej kropli wody. Cień nawet nie drgnął. Gdy popatrzyłam
się w czarną pustkę wypełniającą kaptur, usłyszałam :
-Oddaj nam sztylet, inaczej zginiesz. 
Zimny, zachrypnięty głos powoli ranił moje uszy, a oddech delikatnie muskał moją szyję. Sięgnęłam do kieszeni by wyjąć z niej sztylet. Robiłam to bardzo powoli, nie spuszczając wzroku z postaci. Gwałtownie cisnęłam nim w przód, a wtedy napastnik się rozmył. Dreszcz zawładnął moim ciałem, a nogi się ugięły. Nagle zobaczyłam oślepiające zielone światło, po czym upadłam na ziemię. W momencie odzyskania wzroku, szybko się podniosłam, by zobaczyć wysoką sylwetkę mężczyzny, odwróconego do mnie tyłem.
Jego ciemne włosy wirowały na wietrze raz w jedną, raz w drugą stronę. Gdy się
odwrócił, poczułam przenikliwe spojrzenie jego nienaturalnie zielonych oczu. Twarz
miał podłużną, bladą, skąpaną w blasku księżyca. Nadal stałam w tym samym miejscu,
nie potrafiąc nawet ruszyć ręki o milimetr, patrząc się jakby na piękną zjawę.
Zbliżył się do mnie, a ja nie drgnęłam. Odezwał się swym niskim melodyjnym głosem - Nie bój się. Jesteś bezpieczna. - Zatracając się w jego słowach, lekko otworzyłam 
usta w zdziwieniu, a on wtedy  podał mi rękę, którą bez zastanowienia przyjęłam,
pytając - Kim jesteś? - Nie dostałam odpowiedzi. Rozmyliśmy się w powietrzu, a po
nas pozostał jedynie zielony pył.