Rozdział I
Hejka ! Weekend się kończy, więc wrzucam rozdział na pocieszenie. Jest nieco dłuższy i mam
nadzieję, że się spodoba. ;)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Zamknęłam oczy. Poczułam, jakby moja dusza ulatywała w górę, a ciało rozpadało
się na miliony malutkich cząsteczek. To uczucie było cudowne, unosiłam się coraz
wyżej. Trwało to kilka sekund, ale ja zatrzymałam się w czasie, zatracając się w
przyjemności. Otworzyłam oczy, po czym zamrugałam parokrotnie ze zdziwienia.
Znajdowaliśmy się w moim mieszkaniu, a dokładniej w salonie. Nie mogłam
uwierzyć w całą tą sytuację, która miała miejsce. Ci ludzie o niewiarygodnej
sile - o ile byli ludźmi i On, nieznajomy, który pojawia się znikąd, i ratuje mi
życie, by po chwili teleportować nas do mojego mieszkania. Właśnie! Skąd on
w ogóle wiedział, gdzie ja mieszkam? I dlaczego przyjęłam jego dłoń? Nie
miałam pojęcia. Usiadłam na sofie, by poukładać wszystkie myśli kłębiące się
w mojej głowie. Czarnowłosy nadal stał w tym samym miejscu. Uniosłam głowę
o popatrzyłam w jego oczy, przy świetle były jeszcze bardziej nasycone zielenią.
Nie odzywaliśmy się przez dłuższą chwilę, lecz musiałam dowiedzieć się, o co
w tym wszystkim chodzi.
- Kim oni byli? Kim...Ty jesteś? - usłyszałam westchnięcie, a zaraz znów ten
sam głęboki głos.
- Kim jestem? Nie jestem pewien, czy na pewno chciałabyś to wiedzieć.
Jednak oni byli naszymi wrogami.
- Masz mi wszystko natychmiast wyjaśnić. Czy ktoś chce mnie zabić? -
Mówiłam dobitnie, jednak ostatnie zdanie wypowiedziałam już nie z taką
pewnością, a nawet z nutą strachu.
- Nikt nie zabiłby takiego skarbu. - Z uwodzicielskim uśmiechem zaczął
krążyć wokół sofy na której siedziałam. Nie tracąc czujności próbowałam
sobie przypomnieć słowa tajemniczych istot. Zerknęłam na niego przez ramię,
przymrużając lekko oczy.
- Oni nie chcą mnie. Chcą mój sztylet.
- Bystra. - Powiedział to jakby bardziej do siebie, po czym przygryzł wargę,
odwracając się w moją stronę. Podszedł do mnie siadając obok. Łokcie oparł
na kolanach. Wpatrywał się w podłogę, intensywnie nad czymś myśląc.
Zwrócił swój wzrok na mnie, przejeżdżając nim wzdłuż mojego ciała. Nawet
nie czułam się tym skrępowana. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, jednak
ja byłam szybsza.
- Nadal nie wyjawiłeś mi, kim jesteś?
- Taka mała tajemnica.
- Chcę znać imię swojego wybawcy.
- Więc może porozmawiamy przy lampce wina? - Przytaknęłam zgadzając się.
Gdy wróciłam, podałam krwistoczerwony płyn nieznajomemu, butelkę
stawiając na stoliku przed nami.
- Więc słucham. - W tym samym czasie skosztowaliśmy wina. Musiałam
przyznać, było bardzo dobre.
-Pamiętasz kto niecały rok temu prawie zawładnął Ziemią? - No i teraz
wszystko było jasne.
- To Ty! O mój Boże! - Wykrzyczałam na całe mieszkanie.
- Wystarczy Loki. - Oznajmił z wymalowanym na twarzy uśmiechem.
Nie umiałam wydać z siebie dźwięku, koło mnie siedział Bóg, w dodatku
morderca.
- Nie zbliżaj się do mnie. - Nadal byłam w szoku. Gwałtownie wstałam
z sofy i odsunęłam się na bezpieczną odległość. Ale, czy towarzystwo
jego osoby było kiedykolwiek bezpieczne?
- Spokojnie. Nie zrobię Ci krzywdy, dopiero co Cię uratowałem.
Mówił to z powagą. Moje serce przestało bić z szaleńczą szybkością,
a wzrok stał się łagodniejszy.
- Dobrze wiem, że nie zrobiłeś tego z uprzejmości, więc czego ode mnie
chcesz? - Zaśmiał się. Wstał z sofy i powolnym krokiem zaczął zmierzać
w moją stronę. Cofałam się nerwowo, a on był coraz bliżej. Poczułam na
plecach dotyk zimnej ściany. Stał tuż przede mną, był wysoki, ja sięgałam
mu do podbródka. Lekko schylił się, dotykając prawie swymi ustami
moich i szepnął - Wyciągnij to co masz w kieszeni. - Przecież miałam
broń, mogłam zaatakować. Sięgnęłam ręką do kieszeni i powolnym
ruchem zaczęłam wyjmować sztylet. Cisnęłam nim w przód, a mężczyzna
okazał się iluzją. Nie rozglądając się, pobiegłam do wyjścia, jednak w połowie
drogi pojawił się przede mną, wyginając moje ręce do tyłu. Upuściłam sztylet.
Znowu dzieliły nas jedynie dwa centymetry. Szarpałam się, lecz trzymał mnie
w stalowym uścisku, przypierając swym ciałem na mnie.
- Umówmy się, że będziesz grzeczna, a ja w zamian pozostawię Cię całą. -
Syknął, puszczając mnie. Popatrzyłam na podłogę, szukając sztyletu, jednak
ten zniknął, a pojawił się w dłoni Lokiego.
- Tobie też chodzi o sztylet? - zapytałam z pewnością w głosie.
- Nie tylko. - Odparł. - Niebawem wrócę. - Oznajmił, wychodząc. Usłyszałam
jeszcze trzaśnięcie zamykanych drzwi, po czym zemdlałam.
Zapowiada się ciekawie, tylko mała rada: jeżeli chodzi ci o Lokiego, jako bożka pogańskiego, to nie pisz go dużą literą, bo to nie jest Bóg, w którego wierzysz.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co wymyślisz dalej i zapraszam na mojego bloga:
http://przeminelo01.blogspot.com/
Myślałam, że imiona pisze się z dużej litery. Czyżbym się myliła? :D
OdpowiedzUsuńDzięki, wpadnę ;)
Zapowiada się nawet ciekawie. Loki nie jest moją ulubioną postacią Marvela, jakoś nie mogłam się do niego przekonać. Wiesz, zawsze kręcili mnie Ci dobrzy :D Kapeć, Thor... mrrr :D
OdpowiedzUsuńMyślę jednak, że będę czytać to opowiadanie z przyjemnoscią. Bardzo proszę o informację o dwójeczce :)
Pozdrawiam,
Ress
Kapitan Ameryka-Pierwszy Avenger
PS. Zapraszam do mnie :)
Bardzo dziękuję Ci za ten komentarz. Myślałam że ogólnie ten pomysł z blogiem będzie porażką, ale jest coraz lepiej ;) Drugi rozdział już w drodze, postaram się go jutro skończyć i wstawić.
Usuń- (...) O mój Boże!
OdpowiedzUsuń- Wystarczy Loki.
Rozwalił mnie ten tekst! :D Świetny! Sam nie umiem wymyślać podobnych, więc masz u mnie ogromny plus jak stąd do Asgardu ;)
Haha dziękuje <3
UsuńNie rozumiem za bardzo czemu ona zemdlała po jego wyjściu, ale tk to wszytsko ładnie, pięknie.
OdpowiedzUsuńSoją drogą zbyt zaniedbałam czytanie, czemu nie dałaś mi kopniaka na GG, nadrobiłabym to czym prędzej xD
Nie będę nic zdradzać, ale wszystko na pewno wyjaśni się w kolejnym rozdziale ;)
UsuńOj tam haha xD Nie będę zawracać Ci głowy, przecież jak będziesz miała czas to wpadniesz :D